2011/09/19

Spring 2012

Moją codzienną lekturą stał się portal style.com. Zorientowani w temacie wiedzą, że rozpoczął się czas pokazów, fashion week'ów, imprez elit z całego 'modowego' kręgu. Na nasz, łódzki, czekamy do końca października, ale za ten czas warto wspomnieć o najgłośniejszym w tym momencie-londyńskim.
Nie bez parady wrześniowy 'Vogue' owiany jest taką ilością legend, a na jego temat tworzone są filmy. Wrzesień to najgorętszy czas dla projektantów, modelek i całych sztabów ludzi pracujących przy pokazach. Choć do lata jeszcze czas, to widok napisów "spring 2012" wyzwala we mnie nieziemski optymizm, na myśl o pełnych słońca kolekcjach.
Które z nich są zatem godne uwagi?
Można odpowiedzieć, że wszystkie, albowiem każdy jest inny, oryginalny na swój sposób, jednak wśród nich jest kilka perełek które zapadają w pamięć.
Zacznę od NYC, w którym tydzień temu, 12 września odbył się pokaz Thom'a Browne'a.
Poziom jego abstrakcji jest zdumiewający nawet dla mnie, więc nikogo nie będę starała się nawet przekonywać jaki miała ona sens.
Inspiracją do kolekcji były paryskie lata 20. i pierwszy posmak ruchu wolnościowego na damskich salonach. Ubrania były przeskalowane, ramiona wypchane poduszkami, suknie zbyt długie, a kolory zbyt kolorowe.  Dlaczego stworzył tak przerysowaną, irracjonalną i bezużytecznie napompowaną scenkę? Ponieważ mógł. A do jego tendencji do tworzenia teatralnego przedstawienia, które bierze górę nad 'ładnym' pokazem, musimy przywyknąć i ją polubić. Albo dać sobie z nim spokój.






Warty wspomniania jest jeszcze jeden nowojorski pokaz, a mianowicie pokaz Jason'a Wu. Dominujące biele, szarości i stłumione cytrynowe żółcie nie przywodzą na myśl lata, jedak fasony, desenie, faktury i czerwone usta, ujęły mnie za serce.






Wróćmy do pokazów londyńskich.
Kto przyciąga uwagę?
Matthew Williamson po raz kolejny udowodnił, że jest na właściwym miejscu i jego sława nie jest bezpodstawna.







2011/09/02

Fall 2011

Nie oszukujmy się. Jesień nadejdzie za kilka tygodni, a znając polską rzeczywistość, deszczowe dni w kolorach brązu i czerwieni przyjdą jeszcze wcześniej.
Nowe kolekcje zdążyły już zagościć w sklepach, u części z nas zapewne już nawet w szafie. Jak w każdym sezonie, wśród modowych fascynacji każdy znajdzie coś dla siebie. Ponownie przechodzimy ze skrajności w skrajność-minimalizm u Lavin kontra szkocka krata Sonii Rykiel, lata 40. Ellie'ego Saab'a, a może 70. Marani?
Dla każdego coś dobrego. Co zatem upatrzyłam?
Kolor żółty. Na myśl przychodzi słońce, lato, automatycznie poprawia humor i dodaje pewności siebie.
Filcowy kapelusz w kolorze bordo.a do tego rozpuszczone włosy.
Popartowe lata 60. Krótkie, proste w formie sukienki ukrywające talie, w intensywnym kolorze, to dobry pomysł na popołudniowe, niezobowiązujące spotkanie.
Wężowa skóra. Mocny akcent stroju, który chętnie wykorzystam. Torba, wąskie spodnie lub koturny z tym deseniem idealnie będą łączyły się z minimalistycznymi krojami.

Nie sposób nie wspomnieć jeszcze jednej ważnej wiadomości, mianowicie-o kolekcji Alexy Chung dla Madwell. Jej styl od dłuższego czasu ma wielu fanów, i choć szaleństw w jej kolekcji nie ma, jestem pewna, że chętnych do zakupu nie zabraknie.







A teraz, póki świeci słońce, a temperatura pozwala wyjść jeszcze w otwartych butach, idę się nacieszyć widokiem powakacyjnego Krakowa.